Sharenting to termin, który opisuje zjawisko regularnego i nadmiernego zamieszczania zdjęć lub filmów dziecka w sieci na portalach społecznościowych, blogach itp. Któż z nas, użytkowników FB, nie spotkał się ze ,,śmiesznymi’’ zdjęciami małych dzieci, które są ubrudzone, zabawnie ubrane, niekiedy są to zdjęcia/ krótkie filmy pokazujące ,,tornado’’, jakie zrobiła pociecha w trakcie chwilowej nieobecności rodzica. W pierwszym odruchu zdjęcia te bawią do łez. Czy to jest jednak śmieszne?

Przyjrzyjmy się kilku faktom, które pokażą znaczenie tych ,,zabawnych’’ zdjęć z innej strony. Badania pokazują, że 23 % dzieci zaczyna ,,cyfrowe życie’’ zanim się urodzi! Wynika to z tego, że ich rodzice publikują zdjęcia USG. Dalsze dane są przytłaczające, bo ok. 81% dzieci poniżej 2 r.ż m.in. z krajów Unii Europejskiej ma cyfrowy ślad w postaci zdjęć. Jeżeli chodzi o dane z naszego kraju, to badania wskazują, że ok.40% rodziców wrzuca do sieci w ciągu roku średnio ok.72 zdjęcia i 24 filmy ze swoimi dziećmi. Czy jest w tym coś niewłaściwego? Popatrzmy na możliwe konsekwencje tego zjawiska, aby zrozumieć, dlaczego jest to takie niepokojące.

To, co zostanie wrzucone do sieci – pozostaje w sieci. Dorosły przestaje mieć nad tym kontrolę, zdjęcie dziecka może zostać udostępnione, skradzione. Przerażające jest to, że jak podają badacze, znaczna część nagich czy półnagich zdjęć dzieci trafia w niepowołane ręce właśnie z portali społecznościowych. Dla rodzica nie ma nic uwodzącego we własnym dziecku, które biega półnagie po plaży, niestety rzeczywistość bywa tutaj okrutna. W sieci może dojść do ,,kradzieży tożsamości’’. W takiej sytuacji wizerunek dziecka (pod zmienionym imieniem, nazwiskiem, miejscem zamieszkania, itp.) jest wykorzystywany do zbudowania fałszywej tożsamości, w celu realizacji fantazji seksualnych, agresywnych i zaczyna funkcjonować jako dziecięca pornografia. Niestety pomimo kampanii społecznych na ten temat skala tego zjawiska jest wciąż duża. Wiele osób nie zastanawia się nad tym dłużej, jakie zdjęcia dziecka umieszcza w Internecie.
Kolejna kwestia przemawiająca za rozważnym dobieraniem zdjęć do publikacji przez rodzica dotyczy tego, w jaki sposób samo dziecko może odbierać taką sytuację za kilka, kilkanaście lat. Pisząc o dziecku, o jego zainteresowaniach, zabawach, publikując jego zdjęcia w sieci dana osoba już tworzy coś, co można nazwać ,,cyfrowym wizerunkiem’’. Jest to systematyczne kształtowanie jakiejś opowieści o danej osobie będącej w takim wieku, kiedy nie ma ona wpływu na to, co rodzic o niej pisze, publikuje. Szczególnie jest to widoczne w okresie dorastania, kiedy nastolatkowie dość często i konsekwentnie odmawiają zrobienia sobie zdjęcia, a tym bardziej upublicznienia go. Czy moje dziecko za te kilka, kilkanaście lat będzie zadowolone z tego, że inni, np. jego rówieśnicy, będą oglądać jego zdjęcia z dzieciństwa w sieci? Czy te zdjęcia będą spójne z tym jakie dziecko jest w wieku dorastania? Co będą one mówiły o dziecku? Możemy tutaj pójść dalej, bo już obecnie mówi się o tym, że w wielu firmach pracodawca patrzy nie tylko na CV, ale także na portale społecznościowe potencjalnego pracownika i powiązanych z nim osób. Może w wieku, kiedy dziecko ma rok, dwa czy trzy lata wydaje się to tak bardzo odległe, ale trudno przewidzieć, co będzie się liczyło za kilkanaście lat.
Z mojej perspektywy, jako psychoterapeuty pracującego z dziećmi i młodzieżą, istotne jest to, że dziecko nie ma wpływu na to, jaki ,,cyfrowy wizerunek’’ kreuje jego rodzic. Warto pamiętać o tym, że za ileś lat niewinne z perspektywy rodziców/ rodzica zdjęcia mogą dla danego dziecka okazać się przekleństwem, mogą zostać użyte przez innych w złośliwy i niszczący sposób. Czy tego chcemy dla naszych dzieci?
